Wakacje? Bez seksu, proszę!

Ach, wakacji czar! Słońce, feromony i fitoendorfiny. Upał rozpala ciała, a widok roznegliżowanych, opalonych mężczyzn, pobudza zmysły. Łatwo stracić głowę i… wrócić po dwóch tygodniach leniuchowania z kacem moralnym.
/ 16.07.2009 12:24
Ach, wakacji czar! Słońce, feromony i fitoendorfiny. Upał rozpala ciała, a widok roznegliżowanych, opalonych mężczyzn, pobudza zmysły. Łatwo stracić głowę i… wrócić po dwóch tygodniach leniuchowania z kacem moralnym. Zwłaszcza z wypadu do któregoś ze śródziemnomorskich kurortów. Dlaczego? Kto kiedyś był, ten wie. Tam każda z nas zawsze jest „bella ragazza”, czyli najpiękniejsza, najatrakcyjniejsza i najwspanialsza. A o naszych oczach nagle mężczyźni zaczynają poematy pisać. I jak tu się nie zauroczyć?

Pamiętam, jak kilka lat temu, będąc po raz pierwszy w Grecji, wybrałyśmy się z koleżankami na lokalną dyskotekę. Podczas gdy dziewczyny próbowały złapać rytm na parkiecie, ja z zafascynowaniem obserwowałam jedną parę. Oficjalnie tańczyli, jednak ruchy, jakie wykonywali, przypominały seks w czystej postaci. W pewnym momencie nastąpiła krótka przerwa w muzyce i zmęczeni tancerze usiedli na wolnych miejscach koło mnie. On pożerał ją wzrokiem, mocno napalony i pewny, że ten wieczór dopiero się rozpoczął, ona… nagle zaczęła udawać cnotliwą i zmieszaną jego zalotami. Chwilę później kątem oka zauważyłam, jak jego ręka wędruje pod kusą spódniczkę panny. W jednej sekundzie ona się poderwała i zaczęła krzyczeć, co też sobie facet wyobraża – przecież nie jest pierwszą lepszą i wcale nie myśli wskoczyć mu do łóżka. Chłopak nie za bardzo rozumiał język, jakim dziewczyna się posługiwała, ale wcale się nie zrażał, i dalej próbował, nieco nachalnie, ją całować. Panna się wyrwała, poprawiła bluzkę i wyklinając Greków (nie żeby to był akurat Grek!) wyszła oburzona z dyskoteki. On zaś, mocno zdziwiony, ruszył na poszukiwanie kolejnej ofiary – chętnej nie tylko na taniec, ale i na miłosne igraszki. Zresztą chwilę później znalazł jakąś małolatę…

Wakacje? Bez seksu, proszę!

Przeglądając książkę „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy” Sherry Argov natknęłam się na rozdział, który przypomniał mi tamtą sytuację sprzed lat. Niestety, wróciły równocześnie wspomnienia wydarzenia, które, chociaż nie dotyczyło mnie osobiście, zdarzyło się w bliskim mi otoczeniu. Flirt, mocno prowokacyjne zachowanie i nadmiar wypitego alkoholu doprowadziły do gwałtu. Wystarczyła bowiem chwila nieuwagi, podana do drinka tabletka, zgoda na podwiezienie do domu i dziewczyna obudziła się w obcym jej miejscu, nie pamiętając, co się tak naprawdę wydarzyło. Niestety, takich zdarzeń znam więcej - choć scenariusz nie zawsze taki sam, tragiczne konsekwencje podobne.

Ile razy, podczas wakacyjnych wypadów, machamy ręką na ostrożność i zasady bezpieczeństwa? Liczy się chwila - tylko że taka chwila zapomnienia może nas drogo kosztować. „Jeśli wykręcasz się od seksu w ostatniej chwili, on uzna cię za podpuszczalską” – pisze we wspomnianej książce Argov. Poznając kogoś, możemy z początku wcale nie mieć ochoty na seks. Zapominamy jednak, że w innych kręgach kulturowych pewne nasze zachowania mogą być odczytane nieco inaczej. Jak więc nie kusić losu i nie wysyłać mężczyźnie błędnych sygnałów?

Umawiając się z nieznajomym, unikajmy sytuacji dwuznacznych. Na początek dobrze spotykać się w miejscach publicznych – tam, gdzie tłum innych ludzi i gdzie nie ma możliwości, by okazywać sobie nadmierną czułość.
Zamiast wychodzić wieczorami na romantyczną kolację przy świecach, lepiej szukać rozrywek za dnia. Wspólna kawa? Brzmi bardziej neutralnie i niezobowiązująco.
Odrobina flirtu nie zaszkodzi. Pod warunkiem, że cała rozmowa nie jest wymianą pikantnych tekstów o podłożu erotycznym. Druga strona może odczytać to jako grę wstępną i zaproszenie do seksu.
Kiedy mężczyzna odprowadza nas do hotelu lub mieszkania, żegnajmy się przy drzwiach. Zwłaszcza niestosowne jest zapraszanie kogoś po zmroku – „tylko na herbatę” jest kuszeniem losu.
Wyzywający, bardziej odkrywający niż zakrywający strój, może również zostać mylnie odczytany.
Goszcząc kogoś u siebie, nie stwarzajmy klimatu. Świece? Romantyczna muzyka? Miękka kanapa w rogu pokoju? Nie tylko wyobraźnia może zacząć pracować!

Skłamałabym pisząc, że nigdy nie zaufałam mężczyznom, których poznałam na plaży lub podczas wakacyjnych spacerów. Nie doprowadziłam jednak do sytuacji dwuznacznej, z której musiałabym się w pośpiechu wycofywać. Zaproszenie na kawę zawsze oznaczało jedynie kawę, a wspólne zwiedzanie miasta było miłym sposobem na zabicie czasu. Można umawiać się z obcokrajowcami na neutralnym gruncie? Oczywiście! Jednak musimy ufać naszej intuicji i zdrowemu rozsądkowi.

Często zwiedzam sama. A że dobrze wiem, że nikt tak jak miejscowy nie pokaże mi danego kraju, lubię mieć osobistego przewodnika. Nie umawiam się z mężczyznami z dyskotek, nie reaguję na nachalne zaczepki na ulicy - czasem jednak spotykam kogoś, z kim świetnie mi się rozmawia i w czyim towarzystwie dobrze się czuję. Dlaczego mam rezygnować z przyjemności wspólnego zwiedzania? Granice są zawsze wyznaczone.

Nie szukając przygód o podłożu seksualnym, zmniejszamy ryzyko znalezienia się w sytuacji zagrażającej naszemu bezpieczeństwu. Mitem jest bowiem twierdzenie, że każdy mężczyzna myśli tylko o jednym – zaciągnięciu nas do łóżka. Nawet w krajach, gdzie temperatura przekracza trzydzieści stopni w cieniu, emocje można łatwo ostudzić.

(a.)

Redakcja poleca

REKLAMA