Przepisy kulinarne z bloga Desperate Housewife

Przewrotnie mówi o sobie "zdesperowana pani we własnym domu". O kuchni pisze z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru. Poznajcie Małgorzatę Głowacką, autorkę bloga Desperate Housewife.
Marta Kosakowska / 18.03.2011 07:06

Przewrotnie mówi o sobie "zdesperowana pani we własnym domu". O kuchni pisze z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru. Poznajcie Małgorzatę Głowacką, autorkę bloga Desperate Housewife.

W mojej kuchni ciągle brakuje... jedzenia! Jestem gapą, spacerując z dziećmi mijam mnóstwo sklepów, przynoszę siatki pełne warzyw, ale po powrocie do domu okazuje się, że brakuje mi jakiegoś składnika na obiad - prawie zawsze jestem zmuszona do improwizacji! Szykuję dania z tego, co mam w lodówce. Efekty często mnie zaskakują - ostatnio miałam ugotować pupleciki cielęce, ale okazało się, że zapomniałam bułki tartej i skończyła się mąka. W efekcie "wymyśliłam" cudowną przekąskę z ciasta francuskiego: farsz z mielonej cielęciny, cukini, suszonych pomidorów. Z drugiej strony, w przypadku deserów, odzywa się głęboko ukryte dążenie do perfekcji - uwielbiam piec muffinki i dekorować je kolorowym lukrem i igoczącymiposypkami lub srebrnymi perełkami. Regularnie zamawiam z Internetu "cudeńka" cukiernicze do dekoracji moich wypieków. To wspaniała zabawa, a efekty cieszą nie tylko podniebienie - to także uczta dla oczu! - mówi Małgorzata Głowacka, autorka bloga Desperate Housewife.

 

Faszerowane ziemniaki

To danie może was przerazić, ale zupełnie niepotrzebnie. Wcale nie zajmuje tyle czasu, ile mogłoby się wydawać. Rzeczywiście drążenie skorupek jest pracochłonne, ale idzie błyskawicznie, jeśli postanowimy nie robić tego doskonale!
 

 

Potrzebne produkty:

2 kg ziemniaków grillowych lub sałatkowych
15 dag żółtego sera (jakikolwiek, ja miałam ser salami)
duża czerwona cebula lub odpowiednio więcej mniejszych cebulek
kilka łyżek oliwy (zwykłej, nie extra virgin)
sól
pieprz
paczka boczku wędzonego w plasterkach

Ziemniaki trzeba umyć, przekroić na połówki, włożyć do naczynia żaroodpornego, polać oliwą, posypać solą i pieprzem, przykryć folią aluminiową i wstawić do piekarnika na co najmniej godzinę, godzinę i kwadrans (temp. około 190 C). W międzyczasie cebulkę trzeba drobno pokroić, ser zetrzeć na tarce, wymieszać razem z cebulą, odrobiną oliwy i solą oraz pieprzem w misce. Gdy ziemniaki będą gotowe trzeba je odstawić na parapecie na co najmniej pół godziny, by ostygły. Potem trzeba wydrążyć miąższ z każdej skorupki, najlepiej łyżką od zupy, nie dobierajcie się aż do samej skórki, bo może pęknąć. Nawet jak się tak stanie to nic nie szkodzi.
Miąższ mieszamy (najlepiej rękoma) z cebulą i serem, palcami trzeba porozgniatać wszystkie ziemniaczane grudki. Potem nakładamy farsz do pustych "pustych łódeczek". Na sam koniec przykrywamy plasterkiem boczku. Tak przygotowane ziemniaczki mogą "czekać" w lodówce nawet dobę, na przyjście gości lub inną okazję. Potem wystarczy wstawić do piekarnika, żeby boczek się zrumienił.
To danie bardzo, bardzo polecam na specjalne okazje, na pewno goście docenią wkład pracy.

 

Kwadraciki z ciasta francuskiego z mieloną cielęciną, cukinią i pomidorami

 

0,5 kg mielonej cielęciny*
1,5 puszki pomidorów krojonych
2 łodygi selera naciowego
4-5 ząbków czosnku
2-3 marchwie
1 cebula**
2 cukinie
kilkanaście czarnych oliwek
kilkanaście posiekanych suszonych pomidorków
kilka gałązek świeżego rozmarynu***
kilka gałązek świeżego tymianku***
łyżka papryki słodkiej
łyżeczka papryki ostrej
łyżka naturalnego bulionu w proszku lub naturalna kostka rosołowa bez konserwantów
oliwa z oliwek
sól i pieprz
2 opakowania mrożonych prostokątów ciasta francuskiego
1 jajko do posmarowania ciasta + łyżka zimnej wody
*cielęciny użyłam ze względu na dzieci, ale można użyć równie dobrze wieprzowo-wołowego
** użyłam zwykłej złotej, ale równie dobrze może być czerwona lub biała
*** za pierwszym razem użyłam ziół suszonych, więc nie ma różnicy czy będą świeże czy właśnie suszone
PODAŁAM SKŁADNIKI NA 24 KWADRACIKI - jednak farszu jest znacznie więcej - można go zjeść np. z kaszą pęczak (Mela to bardzo polubiła). Właściwie to część składników "podkradałam" i wrzucałam do garnka obok, gdzie gotowało się to samo dla Wojtunia, ale bez cebuli, czosnku i przypraw.

Cebulę, marchew, czosnek i seler obrałam, utarłam w malakserze na drobniusieńkie kawałki i podsmażałam na niewielkiej ilości oliwy. Dodałam mięso, przesmażyłam, następnie dodałam 1,5 puszki pomidorów i przyprawy. Cukinię obrałam i pokroiłam w drobną kostkę, oliwki i suszone pomidory posiekałam i dodałam do potrawki. Całość musi się gotować przynajmniej do czasu aż cukinie będą bardzo miękkie, a najlepiej, żeby się potem "przegryzła" przez noc w lodówce. Przed nakładaniem farszu na ciasteczka trzeba go porządnie odcedzić - ale nie wylewajcie tego płynu! Ja go dodaję z powrotem do garnka.
Ciasto francuskie rozmrażam, kroję w kwadraty i przystępuję do szpanerskiego wykrojenia ozdobnych "miseczek" na farsz. Kwadraty trzeba ponacinać tak jakbym chciała wyciąć mniejszy kwadrat wewnątrz, jednak uwaga: przecięcie do końca musi być w dwóch rogach po przekątnej, a w pozostałych dwóch nacięcia nie mogą się spotkać. Tam gdzie są przecięte do końca - biorę zewnętrzne rogi ciasta i zamieniam stronami. Wówczas miejsca nie przecięte do końca utworzą ozdobną łezkę, a na kwadraciku ciasta utworzy się jakby burta - wyższy brzeg, który utrzyma farsz wewnątrz. Skomplikowane, ale widać mniej więcej na zdjęciach, o co chodzi! Wykrojone kwadraciki smarowałam jakiem wymieszanym z łyżką wody, nakładałam farsz i piekłam mniej więcej 15 minut w 190 C. Moje ciasteczka były przeznaczone do odgrzania w piekarniku, bo szykowałam je wcześniej - robione "na bieżąco" niech się pieką 20 minut.

 

Bezjajeczne muffiny bananowe

 

30 g masła
60 g miodu
pół łyżeczki ekstraktu waniliowego
2 duże, dojrzałe banany
150 g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody
pół łyżeczki cynamonu
szczypta soli
Masło, miód i wanilię pidgrzałam w garnku aż do rozpuszczenia i ostudziłam. Banany rozgniotłam widelcem, dodałam przestudzone masło z miodem i wsypałam wszystkie sypkie skladniki. Nigella podkreśla, żeby nie mieszać wszystkiego zbyt starannie. Masa ma być kleista i grudkowata. Podane składniki wystarczą na 12 muffinów. Piekłam w papierowych foremkach, w 190 C około 20-25 minut - te muffinki bardzo się zrumienią, ale tak ma być.

Polewa z białej czekolady:
100g białej czekolady
120g masła
50g cukru pudru
szczypta soli
łyżeczka ekstraktu waniliowego
To jest bomba kaloryczna! Czekoladę rozpuściłam w kąpieli wodnej i wymieszałam z miękkim masłem trzepaczką. Dodałam sól, cukier puder i wanilię. Gotową masę schładzałam w lodówce, wyjęłam kilka minut przed wykorzystaniem. Niestety zepsuł się mój rękaw cukierniczy, więc nakladałam masę na muffinki zwyklą łyżką, próbując nadać jej lekko piramidkowaty, skręcony kształt (jak lody włoskie!). Partię masy czekoladowej zabarwiłam różowym barwnikiem spożywczym. Na koniec ozdobiłam muffinki różnymi posypkami: srebrnymi lub złotymi perełkami cukrowymi, kolorowym maczkiem, jadalnymi cekinami w kształcie gwiazdek. Idealne zakończenie karnawału i idealne pożegnanie ze słodyczami przed dietą...

 

Rozmowa z Małgorzatą Głowacką, autorką bloga Desperate Housewife

Od jak dawna blogujesz i skąd pomysł na blogowanie?

Bloga założyłam 7 miesięcy temu po to, by uciec od rutyny! Mam dwójkę dzieci i nie pracuję zawodowo - jestem szczęściarą bo wychowywanie dzieci i zajmowanie się domem sprawia mi ogromną przyjemność. Ale przyszedł taki moment, kiedy poczułam, że to mi nie wystarcza, że moje dni są tak do siebie podobne i wypełnione w koło tymi samymi czynnościami. Wtedy moja siostra poradziła mi: ty świetnie gotujesz i świetnie piszesz – powinnaś założyć bloga! Gotuję dla mojej rodziny codziennie. Nic nie jest bardziej kojące i relaksujące od ciepłego, aromatycznego posiłku. Dobre jedzenie po prostu krzepi! Gotowanie jest moją pasją – nie obowiązkiem, a pisanie o jedzeniu i dorzucanie zabawnych anegdot z życia mojej rodziny – daje ogromną satysfakcję. I jakoś się zaczęło. Od razu poczułam ulgę, zyskałam „odskocznię”. Okazało się, że „siedząc” z dziećmi w domu mogę jednocześnie robić coś fascynującego i dzielić się tym z innymi.

Jaką kuchnię preferujesz – gotować i konsumować?
Rzadko mam czas na gotowanie skomplikowanych potraw. Przeważnie jest to jakaś godzina wyrwana w czasie drzemki dzieci, a zawsze próbuję się tak wyrobić, żebym sama mogła chociaż na chwilę „kimnąć”, dlatego powtarzam do znudzenia: jeśli uważasz, że nie lubisz gotować, to dlatego, że zabrałeś/aś się za przyrządzanie niewłaściwych, skomplikowanych przepisów. „Wyczarowuję” pyszne zupy typu: ugotuj 3 cukinie z podsmażonym czosnkiem i zmiksuj z paczką kremowego serka – gotowe! A jakie pyszne! Do tego często podkreślam, że nie należy bać się (lub wstydzić) korzystania z półproduktów. Krojone włoskie pomidory w puszce są genialne w smaku i idealne do zup i sosów – kto ma czas parzyć, obierać ze skórki i siekać? Wykorzystuję mrożony szpinak, mrożone ciasto francuskie, kupuję oliwki posiekane w krążki. Moimi ulubionymi daniami na co dzień są włoskie makarony i zupy-kremy, z deserów – przepadam za wszystkimi rodzajami muffinów. Czasem zdarza mi się zaszaleć z jakimś trudniejszym daniem – faszerowanymi ziemniakami, przekładanym tortem biszkoptowym, tartą cytrynową, faszerowaną roladą schabową.

Skąd czerpiesz kulinarne inspiracje?
Inspiracje – to jest najwłaściwsze słowo odzwierciedlające mój sposób gotowania. Bo ja nigdy nie kopiuję przepisów. Mój mąż czasem się denerwuje, pyta: czemu nie robisz tak, jak jest w przepisie? Po prostu bazuję na czyichś przepisach, wybieram dodatki i łączę smaki po swojemu - tak, jak projektanci „masowej” odzieży inspirują się pokazami mody z najsłynniejszych wybiegów.
Inspiracje czerpię dosłownie zewsząd! Z mojej kolekcji kilkudziesięciu książek kulinarnych. Z programów telewizyjnych. Z przepisów mojej babci, mamy, cioci, znajomych. Korzystam z porad sprzedawców, czytam o właściwościach produktów. Gdy coś mi smakuje, to nie daję łatwo za wygraną! Błagam o przepisy w restauracjach, czasem muszę się bardzo natrudzić, by kucharz zdradził chociaż rąbek swojej tajemnicy. Gdy nie mogę zdobyć przepisu, polegam na instynkcie – wyczuwam lub podejrzewam z czego składa się potrawa i próbuję potem ugotować taką samą w domu. Gdy już odtworzę podobną – przeważnie następnym razem coś zmieniam, ulepszam i robię już po swojemu.

Jakich porad udzieliłabyś tym, którzy chcą smacznie gotować ale się boją lub czują się zniechęceni?
Jedna z czytelniczek kiedyś skomentowała mój post, pisząc, że podobają jej się moje przepisy, ale niestety składniki, których używam nie zawsze są na jej kieszeń. Nie można rezygnować z wykonania jakiegoś przepisu, bo nie stać nas na jeden ze składników! Używam ekstraktu waniliowego – nie jest tani, ale można użyć cukru waniliowego. Łososia lub tuńczyka zastąpić inną rybą. Oliwę z oliwek - olejem z pestek winogron. Nasz przyjaciel przyrządza wspaniałe ragout Pascala Brodnickiego z polędwiczką wieprzową zamiast polędwicy wołowej. Przeszkody nie mogą zniechęcać, trzeba je omijać. Druga kwestia to błędne wyobrażenie o gotowaniu – jak nie umiem zrobić tradycyjnego bigosu czy upiec gęsi to znaczy, że jestem kiepskim kucharzem – bzdura! Do wszystkiego trzeba podejść na luzie – pogodziłam się z tym, że nie będę robić pierogów, bo dla mnie są zbyt pracochłonne. Zamiast się zamartwiać, że nie potraficie zrobić perfekcyjnych naleśników – skupcie się na tym co Wam wychodzi. Zacznijcie od najprostszych dań. Zmiksujcie dwie puszki pomidorów z bazylią i czosnkiem, dodajcie sól, pieprz lub inne przyprawy – otrzymacie najprostszą oraz wspaniałą w smaku zupę pomidorową! Aż wstyd nazwać to przepisem, ale ja tak właśnie przyrządzam większość potraw – z kilku łatwo dostępnych składników, nie przejmując się, bałaganiąc, zużywając zbyt dużo naczyń i permanentnie zatykając zlew. Gdy poznacie radość takiego najprostszego, nie perfekcyjnego gotowania – będziecie gotowi na inne, bardziej skomplikowane wyzwania i doznania kulinarne!

Fot. desperatehouse-wife.blogspot.com

Redakcja poleca

REKLAMA