"Ja tu jeszcze wrócę" Ewa Zaleska

Nie każdy diabeł ubiera się u Prady. Jeśli żyje się w Polsce, ma się na utrzymaniu dwójkę, co prawda dorosłych, ale jednak dzieci i nie jest się finansowo docenianym przez przełożonych, tak jak się na to zasługuje, trzeba się ograniczyć do ogólnie dostępnych garsonek, od czasu do czasu decydując się na klasyczną „małą czarną”.
/ 16.06.2010 09:05

Nie każdy diabeł ubiera się u Prady. Jeśli żyje się w Polsce, ma się na utrzymaniu dwójkę, co prawda dorosłych, ale jednak dzieci i nie jest się finansowo docenianym przez przełożonych, tak jak się na to zasługuje, trzeba się ograniczyć do ogólnie dostępnych garsonek, od czasu do czasu decydując się na klasyczną „małą czarną”.

Seksapil na szczęście to nie tylko markowe wdzianka w rozmiarze poniżej 40- stki. Kobiecość można podkreślić kokieteryjnymi gestami, mocno tlenioną i jeszcze mocniej utrwaloną fryzurą oraz odpowiednio słodką modulacją głosu. Nie zawsze jednak można to zrobić, zwłaszcza gdy zajmuje się eksponowane stanowisko. Berenika Michalska-Kubisiak jest prezesem agencji reklamowej „Lider” i jest przekonana, że jak nikt nadaje się na to stanowisko. Innego zdania są jej współpracownicy, których codziennie beszta i obraża. Ta dziwna forma mobilizacji do jeszcze cięższej pracy za coraz niższe wynagrodzenia, nie przynosi dobrych rezultatów. „Lider” ma kłopoty. Może sposobem na ich rozwiązanie będzie przyjęcie na stanowisko dyrektora ds. marketingu kogoś z zewnątrz, nieskażonego atmosferą agencyjnego piekiełka?

Taką osobą będzie Karino Mroźny, przybysz z prowincjonalnego miasteczka, który przez dłuższy czas był bezrobotny, co zmniejszyło jego wymagania w stosunku do oferowanych zarobków, jak i warunków pracy. Ktoś taki powinien być szczęśliwy z samego faktu pozyskania pracy,
a w przypadku „Lidera” dodatkowymi atrakcjami są: służbowe mieszkanko w sąsiedztwie samego prezesa firmy oraz możliwość częstego z nim przebywania i uczenia się od niego. Gdyby nie symboliczny zapach siarki roznoszący się wokół niego, Mroźny żyłby wdzięcznością za te wszystkie dobra. A tak, by nie wracać do oziębłej i wiecznie narzekającej żony, usiłuje się przystosować do warszawskich realiów. Razem z pozostałą częścią załogi przez długi czas nie zdaje sobie sprawy, że to co dzieje się wokół klasyfikuje się jako mobbing. Gdy jednak agencja wpada w poważne tarapaty, postanawia działać.

Nie każdy diabeł ubiera się u Prady! Nawet jeśli w życiu zawodowym osiągnął tak wiele, że wydawać by się mogło, że stać go na to. Nie robi tego, bo szatańska natura podpowiada mu inne rozwiązania na polepszenie nastroju, zawężając kwestie elegancji i mody do tradycyjnej „małej czarnej”. Większą radość, niż ta jaką mógłby poczuć zakrywając swe rozbudowane wdzięki markowymi wdziankami, czerpie z psychicznego znęcania się nad otoczeniem. A że posiada władzę, przynajmniej na podległym mu odcinku, z łatwością znajduje potencjalne ofiary. Te ostatnie zresztą, pochłonięte utrzymaniem stanowisk i pensji, przyjmują narzuconą im rolę. I w taki oto sposób powstaje piekiełko, w jakim każdy z nas może się znaleźć jeszcze tu, na ziemi…

Ów przedsionek piekła powstaje w warszawskiej agencji reklamowej „Lider”, zarządzanej przez wysoko oceniającą się profesjonalistkę przez wielkie „P”. Berenika Michalska- Kubisiak jest urodzonym przywódcą. Tak została wychowana przez swoją apodyktyczną matkę i mimo przeciwności losu, w postaci osób nie potrafiących się z tym pogodzić, dobrze czuje się w tej roli. Los nie oszczędzał jej w życiu prywatnym, gdzie została porzucona z dwójką dzieci przez męża, który uciekł do młodszej, ładniejszej i mniej wymagającej kobiety, ale wynagrodził jej to na niwie zawodowej. Tu miała możliwość realizowania się w wielu firmach, zawsze na eksponowanych stanowiskach. Przywykła do tego tak samo, jak do atmosfery strachu, jaka unosiła się wśród obdarzonych mniejszymi zdolnościami i ambicjami podwładnych. Jednym z nich został, przybyły do stolicy z prowincjonalnego miasteczka, Karino Mroźny. Do niedawna bezrobotny, utrzymujący się z topniejących z dnia na dzień oszczędności z czasów, gdy mógł jeszcze wybierać w ofertach pracy i drobnych pożyczek od rodziców. Jego żona Malwina marzy o poprawie statusu społecznego, ale nie wierzy, że mąż będzie potrafił jej to zagwarantować, nawet jako dyrektor ds. marketingu warszawskiej agencji. Zresztą w ogóle w niego nie wierzy i często demonstruje swoje niezadowolenie z faktu, że życie nie potoczyło się według scenariusza znanego jej tak dobrze z ulubionych harlekinów. Teraz, kiedy mąż emigruje za chlebem, tylko one jej pozostały.

One, marzenia o wielkomiejskim życiu i wspomnienia dawnej miłości, przybierające coraz bardziej realne kształty, bo dawna miłość nie tylko nie rdzewieje, ale jest także na wyciągnięcie ręki.
Karino każdego dnia odkrywał smak kawalerskiego życia z odzysku. I pewnie chętnie by się nim rozkoszował, gdyby nie stresujące warunki w nowym miejscu pracy. Nie potrafiłby odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób ją zdobył. Jeżeli był to przypadek, to on ponosił odpowiedzialność za to, że od początku był postrzegany jako „człowiek starej”. Przydomek nie uchronił go jednak od znoszenia jej złych humorów i emocjonalnych huśtawek, jakie mu regularnie fundowała. Z uporem próbuje się do nich przyzwyczaić, rozbijając mur dzielący go od reszty zespołu. Bez ludzi znajdujących się po jego drugiej stronie, agencja prawdopodobnie zostanie zlikwidowana. Zagrożenie widoczne jest na firmowym bankowym rachunku, słychać je z telefonach od zniecierpliwionych brakiem gotówki dostawców, a w końcu wyziera z oczu pojawiających się komorników. Wszystko wskazuje na to, że Mroźny szybko powróci na wiejące chłodem łono rodziny. Ostatnią deską ratunku jest właściciel firmy, niejaki pan P., wzywany zwykle w sytuacjach alarmowych. Pech polega na tym, że z jednoosobowym zarządem agencji wiąże go jakaś tajemnica. Ktoś musi ją poznać, zbliżyć się do niego, stworzyć plan restrukturyzacyjny i w tak zwanym między czasie walczyć z przeciwnościami, by właściciel miał jeszcze co ratować. Nie będzie tego robić Kubisiakowa, która rozwiązań poszukuje w feng shui, akupunkturze i salonach piękności. Realizacja planu zostaje więc w rękach Karina, który niczym rycerz na białym koniu zdobywa niedostępną fortecę w postaci „Lidera”. Najpierw zjednuje szefa produkcji, którym na jego szczęście jest atrakcyjna kobieta, potem zwolna resztę zespołu. Na koniec zostawia sobie pana P. Nie będzie to zadanie łatwe, miłe i przyjemne, ale też nie niemożliwe.

Mobbing nie jest zjawiskiem nowym, chyba że w sferze oficjalnego o nim informowania. Do dziś jednak kojarzy się zwykle z wykorzystywaniem kobiet przez ich przełożonych i towarzyszącym mu seksualnym podłożem. Inne oblicza mobbingu trochę dziwią i zaskakują, a gdy już o nich wiemy, nie zawsze potrafimy skutecznie z nimi walczyć. Jedną z form takiej walki jest śmiech, karykaturalne przedstawienie postaci, których zachowanie jednoznacznie wskazuje na mobbingowe działania. Kto wie, może ktoś zobaczy w Karino siebie i postanowi coś zmienić. A może w obłędzie prezesa „Lidera” ktoś inny przejrzy się jak w lustrze i zastanowi się, czy chce uchodzić za szefa
„z piekła rodem”? Pozostali zaś na pewno będą mieli okazję, żeby się pośmiać, a tego nigdy w życiu za wiele.

Ewa Zaleska – kilka słów o sobie
Do dziś pamiętam fragmenty „utworów”, jakie pisałam będąc dzieckiem. Powstawały głównie pod wpływem przeczytanych książek i prawie nigdy nie starczyło mi cierpliwości, by je dokończyć. Pewnie jest to doświadczenie, które zdobyło wiele ludzi. Kiedy „podrosłam” tak wiele rzeczy wypełniało mi życie, że zarzuciłam te młodzieńcze eksperymenty. Na studiach (filologia polska na Uniwersytecie Wrocławskim) był to przede wszystkim film, który pochłaniałam każdą cząstką organizmu w dużych ilościach. Fascynacja ta zaowocowała pracą magisterską z filmoznawstwa,
a potem przez moment wykorzystywałam ją w życiu zawodowym. Najpierw jednak zaczęłam uczyć w szkole podstawowej. Będąc młodą nauczycielką… powitałam z dużą radością na świecie moją ukochaną córkę, która jest już prawie dorosłą, bo siedemnastoletnią, cudowną osobą. Kiedy miała kilka miesięcy podjęłam drugą pracę w pierwszej komercyjnej rozgłośni radiowej na Opolszczyźnie. Gdyby nie pomoc moich rodziców w wychowaniu ukochanej wnuczki, byłoby to pewnie wyzwanie przerastające moje możliwości. A jednak się udało! Radia uczyłam się i smakowałam od podstaw. Były felietony, serwisy, autorski program Cinema Radia O’le, realizowałam się jako prezenter, nagrywałam materiały, byłam kolejno szefem muzycznym, dyrektorem programowym, redaktorem naczelnym i dyrektorem generalnym stacji. Do dziś wspominam ten czas z nostalgią, głównie ze względu na osoby, jakie dane było mi poznać. Podobno jednak nic nie trwa wiecznie, tak więc i moja przygoda z radiem O’le skończyła się, bym mogła zacząć zupełnie nową – z poligrafią. Przez niespełna trzy lata pracowałam jako dyrektor ds. marketingu w opolskiej drukarni Opolgraf. Odeszłam z niej, by zrealizować marzenia o założeniu nowej, innej drukarni, jaka powstała w obrębie Wojewódzkiego Zakładu Doskonalenia Zawodowego w Opolu i nosi nazwę Lega. Dzięki tej pracy poznałam kolejną branżę i wielu nowych wspaniałych ludzi. Wszystko wskazuje na to, że do ludzi mam w życiu wielkie szczęście- może dlatego tak ich cenię i lubię! Kiedy postanowiłam zmierzyć się ponownie ze słowem pisanym, poznałam Panią Elżbietę Majcherczyk, która prowadziła Wydawnictwo Bliskie. Pani Ela obdarzyła mnie wielkim zaufaniem decydując się na wydanie mojej debiutanckiej książki „Cień bliźniaka”, a w ślad za nią kolejnej, czyli „Siostrzyczki miłosierdzia”. Czyż jest coś ważniejszegow życiu niż możliwość realizacji własnych marzeń? Moje się właśnie spełniają…

Redakcja poleca

REKLAMA