Damsko-Męski punkt widzenia (odc. 1)

Wiosna idzie. Nie da się przeoczyć minimalnego wzrostu temperatury za oknem, pąków na gałęziach mijanych w drodze do pracy krzaków, coraz większej liczby szusujących po chodnikach amsterdamek.
/ 20.03.2009 22:03
JUŻ NIE ZIMA, JESZCZE NIE WIOSNA

Wiosna idzie. Nie da się przeoczyć minimalnego wzrostu temperatury za oknem, pąków na gałęziach mijanych w drodze do pracy krzaków, coraz większej liczby szusujących po chodnikach amsterdamek. Zielone robią się wystroje galerii handlowych, zielona okazuje się woda Odry, zielone są myśli, w ogóle zielony modny się robi, jak to na wiosnę. Ptaki, cytując jeden ze skeczy pamiętnych Potemowców, drą ryje, koty drą koty, bezdomni odważnie zasypiają na noc na parkowych ławkach, budząc się rano i nie stwierdzając już odmrożeń na ciałach. Fajnie się ta wiosna zapowiada, myśli sobie człowiek i planuje pierwszą rowerową eskapadę za miasto w tym roku.

Damsko-Męski punkt widzenia (odc. 1)

A figa tam.
Ten marzec jest wyjątkowo kapryśny. Ranek zapowiada się słonecznie i ciepło, błękit nieba aż kłuje w oczy, ale już o dwunastej w południe człowiek zaczyna żałować, że nie włożył dodatkowego swetra na ten t-shirt pod wiosenną kurtką. Wielka, tłusta, szara chmura przysłania niebo, robi się nagle ciemno, lodowato, a wiatr zacina w twarz, przynosząc ze sobą dodatkowo porcję śniegu, którego zapasu zima zapomniała się pozbyć. Robi się paskudnie. Ręka sama kieruje się w stronę kaloryfera, chcąc się upewnić, czy ten w ogóle grzeje. Rower smętnie łypie światłami dynama z kąta pokoju, wiedząc, że spacer został odroczony w nieokreśloną przyszłość. Siąść tylko i płakać nad taką wiosną. Z żalu wyjadam czekoladowe płatki kukurydziane i zakopana pod kocem obrastam ponownie na kanapie tłuszczem, który miał właśnie zacząć znikać wraz z pojawieniem się pierwszej wiosennej jaskółki.

Czekam więc, w pracy obserwuję co rusz szary i prószący jak w zepsutym telewizorze krajobraz za oknem. Nic się nie chce w taką pogodę, nawet narzekać człowiek nie ma ochoty, czuje się tylko oszukany, zwyczajnie nabity w butelkę przez taką wiosnę.

Ale jeden z kolejnych dni zapowiada się obiecująco. Nagle słońce wychodzi zza chmur, niebo znowu przybiera na dłużej pożądany odcień, temperatura – o dziwo – pozwala na ogłoszenie środy dniem Pierwszego Otwarcia Okna Na Oścież po Zimie. Patrzę na rower, on na mnie, oboje czujemy jakąś ekscytację. To już dzisiaj, myślę sobie, naprawdę dzisiaj. Ale trzeba poczekać, poobserwować. Mija więc dwunasta, mija piętnasta, słońce nadal przygrzewa, temperatura nie spada. To już czas, to ten dzień, myślę sobie i bez zastanowienia łapię rower, który się kompletnie mi nie opiera, za ramę i wychodzimy na zalany popołudniowym słońcem chodnik. Jazda, pedałuję zatem do parku, a potem za miasto, po wałach Odry. Pogoda trzyma poziom i zaczynam wierzyć, że to ja robię za tę wiosenną jaskółkę.

Figa po raz drugi.

Jestem tak pełna fizycznego wyżycia się, wigoru i nadziei na przyjście tej wiosny, że początkowo nie zauważam, że wieczorna, niska już temperatura nie jest zwykłym obniżeniem się poziomu słupka rtęci, jaki ma miejsce w tych godzinach. Ubrane przezornie, choć cienkie rękawiczki przepuszczają lodowate powietrze, wiatr zawiewa coraz mocniej ze wszystkich stron, a mnie powoli puszczają nerwy i zatoki, zaś chusteczek brak oczywiście, bo przecież miał być taki piękny dzień bez kataru. Dodatkowo lekko prószy śnieg. Zawracam do domu, czując, że i tak już się załatwiłam i kiepsko skończę następnego dnia.

I stało się, w nocy budzą mnie siódme poty, niemożność oddychania obiema dziurkami nosa, niesamowicie intensywny ból gardła. Prątkuję na całego, coraz odważniej i głośniej kaszląc w pracy. Dreszcze rzucają ciałem, piję więc hektolitry ciepłej herbaty z cytryną, dodatkowo łykam witaminę c i staram się nie zwracać uwagi na coraz większy ból głowy, planując jednocześnie bezproduktywne wygrzewanie organizmu pod kocem. Wyglądam za okno i widzę to samo: szarość, śnieg, zimowe płaszcze i czapki na głowach. I myślę sobie, że mam w nosie takie przedwiośnie, ni to już nie zima, ni jeszcze wiosna. Jeszcze nigdy w życiu nie zostałam tak bardzo wystrychnięta przez tę porę roku na dudka. Grożę jej w myślach, obiecując sobie, że nigdy więcej. Że będę ostrożna. Bo przecież jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Sięgam więc ręką po czekoladowe, kukurydziane kulki i zakopuję się z książką pod kołdrą przy dodatkowym akompaniamencie grypowego kaszlu.
Magdalena Mania

WIOSNA, PANOWIE!

Tak, tak... Już oficjalnie jest! Minął ten pierwszy dzień astronomicznej wiosny. Może nie wszędzie jeszcze pojawiło się słońce, może gdzieniegdzie spoczywa śnieg, ale w świadomości ludzkiej zaczęło się kodować: to już! Zima ma się kończyć, już wiosna, wiosna już!

Damsko-Męski punkt widzenia (odc. 1)

I zaczyna się, to, co tygryski (panowie, panowie, rzecz jasna) lubią najbardziej. Wiosenny przypływ uczuć. U pań! Jakieś takie radośniejsze zdają się być, lepiej do człowieka odnoszące się, po „tuczącej” zimie zaczynają ponownie starać się o lepszą sylwetkę, nie tylko dla własnego samopoczucia, ale i ku uciesze mężczyzn. Również uciesze wizualnej, bo wystarczy, że słoneczko nieco wyraźniej pojawi się na niebie, a u pań, w niewytłumaczalny sposób pojawia się tajemnicza tendencja do skracania się spódniczek i pogłębiania dekoltów. W efekcie tego zaś, na ulicach stukowi wysokich damskich obcasów akompaniują trzaski wykręcanych męskich karków do wtóru z pełnymi podziwu gwizdnięciami i westchnieniami.

Tak, tak... Wiosna to bardzo przyjemny czas dla męskiego oka. Może nawet przyjemniejszy niż lato, gdyż po okresie długiej zimy, która powoduje szczelne opatulenie w grube ubrania kobiecych ciał (pomińmy milczeniem gimnazjalistki w miniówkach i dekoltach do pępka z niebieskosiną od zimna skórą), nareszcie można zacząć ponownie podziwiać szczodrze prezentowane wdzięki.

Jakoś tak łagodniej i przyjemniej robi się wraz z pierwszymi ciepłymi podmuchami wiosennego wiatru. Idąc ulicami, zachodząc w parkowe alejki, widzi się wszędzie wiele uśmiechniętych twarzy, splecionych dłoni, obejmujących ramion. Ludzie dla siebie jacyś tacy milsi, wrażliwsi, a może to wrażenie wyłącznie? Trudno powiedzieć, w końcu okutane szalami twarze i naciągnięte puchowe kurtki, w połączeniu z grubymi rękawicami nie sprzyjają takim gestom, możliwe więc, że ludzie tacy są na co dzień, tylko okoliczności im w tym przeszkadzają.

Nadchodząca wiosna, symbol odradzającego się życia, rozkwitania na nowo – okres nowych zakochań, zauroczeń, fascynacji... Wraz z budzącą się do życia przyrodą również budzą się serduszka ludzi... Hmmm... A może to tylko hormony, zalegające przez zimę pod poduchą rozleniwienia? Jak tak spojrzeć bardziej krytycznie, to ta druga opcja jest bardziej prawdopodobna. Ot, po prostu, wyskoczyć, zaszaleć, „zaliczyć”, „zaskoczyć”. A potem standardowe: „miło było, cześć!” I na kolejny kwiatek... z kwiatka na kwiatek, z kwiatka na kwiatek... Niczym radosna wiosenna pszczółka, hop tu, hop tam... I całe szczęście, że nie każdy kwiatek tu jest zapylany...

Cieszmy się więc tymi wiosennymi widokami, nim przyjdzie czas upałów i miejsca urokliwie odsłoniętych elementów ciała ustąpią widoki spoconych, przelewających się warstw tłuszczyku u wszystkich tych, którzy nonszalancko uważają, że luz i swobodna poza są sposobem na życie niezależnie od tego, jak się wygląda i co o tym myślą inni...

Rafał Wieliczko

Redakcja poleca

REKLAMA