7 mitów o leczeniu zębów - dementuje stomatolog

Czy po 40-tce wypada jeszcze nosić aparat ortodontyczny? Dlaczego właściwie implant jest lepszy od innych uzupełnień protetycznych? I czy w miejsce usuniętej szóstki trzeba od razu wstawić następcę? A jeśli ząb czeka kanałowe leczenie, to ile potrwa? Na temat leczenia zębów krąży wiele mitów, o ich zasadność zapytaliśmy specjalistę.
/ 18.07.2012 06:58

Czy po 40-tce wypada jeszcze nosić aparat ortodontyczny? Dlaczego właściwie implant jest lepszy od innych uzupełnień protetycznych? I czy w miejsce usuniętej szóstki trzeba od razu wstawić następcę? A jeśli ząb czeka kanałowe leczenie, to ile potrwa? Na temat leczenia zębów krąży wiele mitów, o ich zasadność zapytaliśmy specjalistę.

7 o leczeniu zębów - dementuje stomatolog

Fot. Depositphotos

Z mitami stomatologii rozprawia się lek. stom Iwona Gnach-Olejniczak z wrocławskiej kliniki UNIDENT UNION Dental Spa.

MIT 1: Aparaty ortodontyczne są tylko dla młodych

Aparaty ortodontyczne zakładamy w każdym wieku i to nie tylko z powodów estetycznych, ale dla zdrowia. Niewłaściwe ułożenie zębów, ich nadmierne stłoczenie może przyczyniać się do rozwoju próchnicy, ponieważ trudniej jest czyścić zęby z zalegających resztek jedzenia. Nieprawidłowe kontakty międzyzębowe skutkują szybszym ścieraniem się zębów, ich nadwrażliwością, mają wpływ na złą pracę stawów skroniowo-żuchwowych, co z kolei prowadzi do bólów głowy, karku, pleców. Nawet leczenie kanałowe zęba to niekiedy efekt wady zgryzu, a nie powikłań próchnicy. Dlatego aparat ortodontyczny zakładamy zarówno, gdy mamy 10 lat, jak i 30, 40, 50... . Na ortodoncję nigdy nie jest za późno. Oczywiście aparat ortodontyczny to narzędzie w ręku specjalisty, który dobiera najlepszą kurację indywidualnie do pacjenta.

MIT 2: By wyleczyć wadę zgryzu, trzeba usunąć niektóre zęby

Mówię zdecydowanie nie usuwaniu zębów w ortodoncji, choć wiem, że wielu lekarzy nadal usuwa czwórki lub piątki podczas leczenia ortodontycznego. W mojej praktyce w 99 procentach stłoczone zęby ustawiają się w harmonijne łuki bez potrzeby ekstrakcji. Aparaty samoligaturujące w rękach doświadczonego specjalisty pozwalają w naturalny sposób rozszerzyć łuki zębowe, tak by zmieścić w nich harmonijnie wszystkie zęby, bez względu na stopień stłoczenia. Wyłącznie poprawa profilu twarzy jest wskazaniem do ekstrakcji, a nie brak miejsca dla zębów.

MIT 3: Wrażliwych zębów się nie wybiela

Osoby cierpiące na nadwrażliwość zębów nie powinny rezygnować z białego uśmiechu. Potrzebują tylko trochę więcej cierpliwości, by go osiągnąć. Najpierw muszą się bowiem rozprawić z nadwrażliwością. W tym celu w gabinecie stomatolog wykona zabieg piaskowania zębów specjalnym preparatem, który zamknie kanaliki zębinowe, przynosząc ulgę oraz odbudowę szkliwa. W celu remineralizacji szkliwa użyje preparatów fluorowych. Do stosowania w domu zaleci natomiast specjalistyczną pastę z chlorkiem strontu, który zamyka odsłonięte kanaliki zębiny. Dopiero po kuracji odwrażliwiającej przyjdzie pora na wybielanie – bezwzględnie pod nadzorem lekarza. Wybielone zęby wrażliwca będą wymagać specjalnej opieki, czyli stosowania past i preparatów odwrażliwiających oraz przestrzegania diety ubogiej w kwaśne potrawy, zwłaszcza cytrusy i marynaty octowe.

MIT 4: Potrzeba wielu wizyt u stomatologa, by wyleczyć kanałowo zęba

Kanałowe leczenie zęba podczas jednej wizyty to w tej chwili światowy standard. Lekarz specjalizujący się w endodoncji i wyposażony w nowoczesny sprzęt (mikroskop cyfrowy, endometr, laser) jest w stanie za jednym zamachem pozbyć się bakterii z kanałów korzeniowych, szczelnie je zamknąć, a na koniec wypełnić zęba odbudową protetyczną. Druga wizyta jest potrzebna tylko w wyjątkowych sytuacjach. Co najważniejsze, dziś kanałowe leczenie ratuje niemal każdy ząb, który kiedyś był skazany na usunięcie. Odbywa się to bez stresu i bólu. Po jednej wizycie pacjent wychodzi z kliniki z wyleczonym zębem. Dzięki szybkości działania eliminujemy ryzyko zakażenia, do którego mogłoby dojść pomiędzy wizytami. Im mniej razy otwieramy kanały zęba – tym lepiej dla sterylności procedury.

MIT 5: Brak jednego zęba to żadna strata

Brak nawet jednego zęba trzeba od razu uzupełnić, jeżeli nie chcemy mieć kłopotów z resztą uzębienia. To jak w dominie. Problemy zaczynają się wraz z rozchwianiem zębów sąsiednich, które przechylają się w kierunku luki, po to żeby ją zapełnić. Źle się zaczyna dziać także z zębem przeciwstawnym, który wydłuża się, szukając kontaktu. Ma to destrukcyjny wpływ na jego stabilność. Do tego dochodzą kłopoty z zanikającymi dziąsłami oraz ze zgryzem, dlatego „dziurawy uśmiech” często wymaga leczenia ortodontycznego. Z powodu braku zęba możemy też trafić do gastrologa. Jeżeli nieprawidłowo żujemy pokarm, żołądek nie będzie sobie dawał rady ze źle rozdrobnionym jedzeniem. Jeżeli braków w uśmiechu będzie więcej, zanik kości doprowadzi do zmiany wyglądu twarzy. Zapadną się nam policzki, usta staną się węższe, a skóra – bardziej podatna na zmarszczki.

MIT 6: Implant tak samo zastępuje utracony ząb jak most

Najlepszą metodą zapełnienia luki w uśmiechu jest implant. Nie wymaga on szlifowania zębów sąsiednich, tak jak to ma miejsce w przypadku mostów porcelanowych. Implant, czyli tytanowa śruba umieszczana chirurgicznie w kości, perfekcyjnie zastępuje korzeń brakującego zęba. Tak mocno integruje się z naszym organizmem, że staje się jego częścią, funkcjonującą tak samo jak pozostałe „prawdziwe” korzenie zębowe. Dzięki temu nie dochodzi do zaniku kości, a dziąsła szczelnie otaczają tytanowy implant. Do niego lekarz przymocowuje koronę porcelanową, która odtwarza kształt i funkcje brakującego zęba. Oczywiście można uzupełniać braki mostami, ale nie zatrzymają one zaniku kości i dziąseł. Trzeba będzie natomiast poświęcić, bo oszlifować, zęby sąsiednie oraz liczyć się z wymianą uzupełnienia po 10-15 latach.

MIT 7: Znieczulenie zębów musi boleć

Minęły już czasy, kiedy wizyta stomatologiczna wiązała się z bolesnym leczeniem ubytków, dziś nawet znieczulenie może być całkowicie bezbolesne, bo nowoczesne metody nie potrzebują strzykawki. Urządzenie The Wand (ang. różdżka) znieczula nie za pomocą czarów, a komputera. Tajemnica tkwi w stopniowym wprowadzaniu płynu znieczulającego pod kontrolą mikroprocesora. Dzięki temu unika się gwałtownego rozpierania tkanek, co stanowi źródło bólu przy tradycyjnym znieczulaniu. Metoda ta zmniejsza także dyskomfort pacjenta po zabiegu, związany z efektem „skurczu twarzy” przy klasycznym znieczuleniu. Inna alternatywa dla wrażliwych na igłę to sedacja, czyli podanie podtlenku azotu o właściwościach rozweselających. Pacjent po kilku wdechach czuje się zrelaksowany i bez stresu poddaje się zabiegom lekarza.

Źródło: Materiały prasowe

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA